poniedziałek, 7 października 2013

3.

Okej, plan jest taki: chcę stworzyć ładny i barrrdzo mój szablon, żebyśmy się wszyscy dobrze tu czuli. A poza tym, wyszłam z wprawy w pisaniu (nie licząc statusów na facebooku, ale to przecież zupełnie inne pisanie!). Nie spodziewam się fenomenalnych jakościowo wpisów, ale potem będzie już tylko lepiej :)

Póki co, zapowiada się fajny październik ! Najpierw spotkanie klasowe, 5 lat po maturze, potem postanowiłam zorganizować mini domówkę, a pod koniec miesiąca wpada na parę dni Agu. Korci mnie tez projekt 30 days to change (o tym tutaj), mam już parę pomysłów, które niedługo tu sprecyzuję.

Precz z ponurą jesienią !

niedziela, 6 października 2013

2.

Przegadałam z Tobą milion godzin. Milion godzin w mojej głowie. I choć to nigdy nie wyszło poza nią, to tęsknię. Tęsknię za czymś, co się nigdy nie wydarzyło.

Ale jedno zdanie i jedno zlekceważenie może sprawić, że kobieta przejrzy na oczy, a wtedy sympatia i szaleństwo zmienią się nagle w niechęć i złość. I nie ma już odwrotu.

sobota, 28 września 2013

1. Do cholery ! ...czyli po co mi ten blog.

Dzień, w którym moja waga po miesiącach kurzenia się pod łóżkiem dostała nowe baterie i niemal wykrzyczała mi, że przekroczyłam 80 kilo, był dniem, w którym coś się przelało.

Oczywiście, widziałam, że coś się zmienia, a ubrania robią się za małe. Nie obudziłam się któregoś dnia cięższa o 15kg. Ale wcześniej przez długi czas, gdy wyglądałam w porządku, widziałam siebie o wiele większą, niż byłam taka faktycznie i prawdopodobnie dlatego teraz przegapiłam moment, w którym obraz w głowie stał się rzeczywistością.

Początkowo ten blog miał mi służyć do spisywania tego, co jem. Potem postanowiłam wykorzystać go też do realizacji celów, które od dawna tkwią w mojej głowie. Teraz dołączam do tego jeszcze jedno - walkę z jesienną depresją, która niezmiennie przychodzi do mnie w tym czasie. Nie, po prostu muszę się czymś zająć i przestać tracić czas na zbędne smęcenie i egzystencjalne rozterki, które do niczego - poza potężnym dołem i myślami samobójczymi - nie prowadzą.

Rzuciłam się więc ochoczo do wypisywania tych wszystkich grubych spraw, które trzeba zmienić na już, na wczoraj i wszystko naraz najlepiej. I oto moim oczom ukazała się litania skarg i próśb do samej siebie, pełna wyrzutów i żalu. Dokładnie taka, jaką tworzę od nowa co kilka miesięcy w czasie, gdy postanawiam zmienić swoje życie. I nigdy go nie zmieniam tak naprawdę.

Mam dość. Mam dość takiego życia. Ciągłego przekomarzania się ze sobą i sprawdzania granic cierpliwości. Dopieprzania sobie i robienia na złość. Znieczulicy i depresji. Braku zaufania i szacunku do siebie. Nie dbam o to, jak śpię, jak jem, jak wyglądam i co czuję. Stoję w miejscu, w którym panuje chaos, w którym nie ma nawyków dobrych lub nawet tych zwyczajnych. W którym muszę ze sobą niemal kłócić, by wykonać najzwyczajniejsze czynności, które innym przychodzą naturalnie, a rzeczy, które kiedyś były łatwe, nagle stają się dla mnie prawie niewykonalne. Miejscu, w którym nie czuję zdrowa ani fizycznie, ani psychicznie. Mam dość takiej siebie.

Mam za sobą milion zrywów i miliony upadków, w dodatku okraszonych wyrzutami sumienia, że znów się poddałam. Nie chcę kolejnego razu, grubych obietnic, z których nic nie wynika i solennych zapewnień, że tym razem to już na pewno, a ja obudzę się jutro rano odmieniona i idealna. To nie działa, przekonałam się o tym tysiące razy. Nie zmienię się totalnie w ciągu jednego dnia czy nawet tygodnia.

Ale mogę zmieniać kolejno te małe rzeczy.
Mogę wprowadzać 3 drobne nawyki tygodniowo.
Mogę wymyślać projekty dające mi frajdę i satysfakcję.
Mogę zaakceptować pewne rutyny w życiu, które ułatwią mi życie.
Mogę sobie zaufać.
Mogę się ze sobą zaprzyjaźnić i przestać krzywdzić samą siebie.
Mogę się zmienić.

Z przytupem. I motywacją jak sam skurwysyn.
Bo zasługuję na to, do cholery !